GALERIA
Adam Bałdych – nazwany niegdyś „cudownym dzieckiem”, dziś jest „mężczyzną muzyki”.
Miał mniej więcej 16 lat, kiedy zaczęto oblewać jego talent milionami serdecznych epitetów. Wtedy był świeży, utalentowany, doskonale rokujący na przyszłość. Jego kariera rozwijała się jak złoty dywan na kwitnącej łące. Idealnie. Dziś ma to wszystko plus kilka innych szalenie cennych czynników, z którymi przyjechał do Gliwic. Ma dojrzałość przyprawioną muzycznym wariactwem. Tego wieczoru Jego wysmakowane kompozycje były serwowane z umiejętną strategią budowania silnego przeżycia. Zaczął bardzo stonowanie, rozpędzał się równomiernie, aż osiągnął poziom wielowarstwowych ścieżek i zabawy dźwiękami, melodyką. Później wracał do spokoju i budował od początku. Kiedy artysta siada na scenie samemu, z instrumentem, to nie ma za nim ściany ratujących i ukrywających błędy instrumentów. W takich sytuacjach reakcje publiczności zależą tylko i wyłącznie od tego co zaprezentuje. Pokazywał już to na dziesiątkach scen na całym świecie. Jako artysta kompletny czaruje publiczność, skupia ponad sto procent uwagi. Był dzisiaj blisko klasyki, blisko jazzu, ale przede wszystkim blisko kolorowego folku. Ludowość wydaje się być dla niego dużą inspiracją, jest wielowątkowa, czasami tajemnicza, ściśle tak jak Jego kompozycje. Słowo „klimat” jest w naszych relacjach używane bardzo często. Nie staramy się go nadużywać, po prostu doceniamy Jego wystąpienie. To jedna z tych sytuacji, kiedy to słowo znowu jest na miejscu. To był intensywny dzień, dwa koncerty, kilka godzin muzyki. Wciąż kilka takich przed nami, a przede wszystkim przed Wami. Po prostu zapraszamy na właśnie takie wieczory.
FOTO: Michał Buksa